Przepełniona jestem niepojętym nadmiarem uczuć, które kolekcjonowałam przez wiele lat bycia "prze szczęśliwym singlem z wyboru" i chciałabym na kogoś skierować, tylko za każdym razem zostaje z nimi sama jak palec. Chcę za mocno, za szybko.  A one gromadzą się w zdwojonej sile.  Boje się, że właśnie ten nadmiar uczuć skieruje na kogoś nieodpowiedniego, bo już nie będę potrafiła wytrzymać w samotności, a przecież nie o to chodzi.  Samotność nas zabija. Od środka, powoli.  Boje się, że mi  z nikim nie wyjdzie.  Że ja się po prostu nie nadaje do bycia kochanym.