Bał się słowa “kocham”. Jak cholera. A przecież to tylko słowo.
Tylko zlepek przypadkowych głosek, którym ktoś nadał jakieś głębsze
znaczenie. A mimo tego bał się go… Bo to słowo było obietnicą, wyrażało
więcej niż tysiące innych. Wypowiadając je, składa się jednocześnie
obietnicę. “Będę przy Tobie. Zawsze i wszędzie, jak Anioł Stróż. Będę
gotów iść za Tobą na koniec świata tylko po to, by Cię zobaczyć. Będę
Cię wspierał, pocieszał, komplementował. Będę z Tobą bezgranicznie
szczery. Będę. Tak po prostu”. Coś w ten deseń. Tylko bardziej.