Dla innych bywamy jazdami próbnymi, trofeami, wyzwaniami albo dodatkami, które uzupełniają ich tygodnie, jak listek mięty na serniku malinowym. Czasem jesteśmy polisą ubezpieczeniową, a innym razem rollercosterem, na którym można zapomnieć o podatkach, zmarszczkach i szefie, który jest dupkiem. Dla kogoś jesteśmy słońcem, wokół którego krążą myśli o trzeciej nad ranem. Zdarza nam się być niezobowiązującą rozrywką, późniejszym wyrzutem sumienia, wspomnieniem, o którym nie powie się nikomu albo bolesnym kopniakiem, który mówi: „Hej! Dojrzej!”. Jesteśmy okruchami cudzych historii, supportami przed główną gwiazdą festiwalu ich życia, szkiełkami kręcącymi się w kalejdoskopie kawiarni, ulic, galerii handlowych i klubów.
Na koniec, bywamy też dla kogoś wszystkim.
Uciekałam nie tylko wtedy, kiedy czułam się niekochana. Uciekałam też wtedy, gdy mieli inne plany na przyszlość, inne marzenia, cele i tematy do rozmów. Zabierałam nogi za pas, jeśli mieliśmy różne poglądy i systemy wartości. Gdy ja – optymistka mówiłam: „Odpuśćmy już.”, a oni usilnie próbowali mnie przekonać do swoich racji. Wiałam, jeśli nie szanowali mojego stylu życia, upodobań, nawyków. Gdy nie dzwonili, nie przychodzili, nie odbierali, nie chcieli rozmawiać o tym, co między nami jest. Odwracałam się wyniośle i pędziłam ze śmiechem do domu, kiedy patrzyli we mnie jak w obrazek i zasypywali serią swoich oczekiwań. Nie. Nie będę ich spełniać .
Nie czułam się przy nich sobą.
Mijały miesiące, długie tygodnie, samotne wieczory z laptopem i kawą. Czytałam książki, kupowałam szminki, uśmiechałam się do siebie w tramwaju, na rynku, otulając się szczelnie kocem. Chodziłam dumna i przekonana, że w pełni poznałam smak życia. Read More »